*Kilka dni później*
Przyszedł z
treningu lekko zmęczony. Trener dla nich nie miał litości i kazał biegać po
czterdzieści kółek wokół stadionu. Zajrzał do skrzynki i zobaczył list. Nie
patrząc na nadawcę, otworzył go kluczami. W kopercie zobaczył kilkaset euro i
liścik na białym papierze.
Dziękuję za pomoc, oddaję dług. 400 euro
chyba powinno wystarczyć. Lil
Nie mógł w
to uwierzyć, że to ona napisała. Szybko spojrzał na tył koperty i dostrzegł jej
adres. Miał już punkt zaczepienia. Miał
szczęście, że teraz szykowały mu się kilka dni wolnego. Okres zgrupowań kadry
narodowej, na którą on nie dostał powołania. Idealny czas.
Wpadł do
swojego mieszkania, Spakował dosłownie kilka rzeczy i zabukował na następny
ranek bilet do Wiednia. Schował do kieszeni kurtki kopertę z jej adresem i co
chwilę sprawdzał czy aby nigdzie się nie zapodziała.
Z rana
wyruszył na lotnisko, nawet nie mówiąc o planach swojemu bratu.
O godzinie
jedenastej już był na lotnisku w Wiedniu. Uśmiechnął się na samą myśl, że znowu
tu jest. Podobało mu się to miasto jak był trzy tygodnie temu.
Podał pod
nos taksówkarzowi adres dziewczyny. Ten odpowiedział coś niezrozumiałego dla
Marca i ruszył w podanym kierunku. Kiedy po półgodzinnej jeździe znalazł się
pod kamieniczką, jakby coraz ciężej mu ślina przechodziła przez gardło. Nie
miał pojęcia, jak będzie wyglądało ich spotkanie.
Zapukał w
drzwi i zdziwił się, kiedy zamiast Liliann zobaczył brunetkę, która wpatrywała
się w niego z niedowierzaniem.
- Zastałem
Liliann? – zapytał po angielsku dość niepewnie.
- Pojechała
już na tor. Dzisiaj zawody Formuły 1. –
odpowiedziała mu również po angielsku. Miała ochotę go tu zatrzymać.
Porozmawiać ze swoim idolem z plakatu i wypytać o wszystko i wszystkich, którzy
grają w Barcelonie. Jednak się powstrzymała. Musiała stwarzać pozory normalnej
dziewczyny, dla której widok obrońcy FC Barcelony to żadna nowość.
- Mogłabyś
mi podać adres? – kiwnęła głową i zapisała mu na kopercie, którą trzymał w
ręku. Serdecznie podziękował i wsiadł do taksówki.
Kilkanaście
minut później już stał przed bramą na tor. Nigdy jeszcze nie był w takim
miejscu, dlatego dość dziwnie się czuł. W kasie zakupił bilet na wydarzenie i
wszedł rozglądając się za Liliann.
Obszedł połowę trybun, kiedy dostrzegł jej kręcone, blond włosy.
Przeprosił kilka osób i stanął tuż obok niej.
- Witaj –
powiedział do niej i zobaczył jak drgnęła przestraszona.
- Co ty
tutaj robisz? – zapytała, nie wierząc, że on tu jest.
- Melissa ci
nakłamała. Nic mnie z nią nie łączyło wtedy kiedy spotykałem się z tobą.
Naprawdę! Wciąż nie mogę zapomnieć o tym pocałunku, wtedy pod hotelem. Może i
nas poniosło, ale uważam, że dobrze się stało. Jesteś inna. Takiej jakiej szukam.. – mówi
głośno, gdyż ryk silników powoli zagłuszał wszystko.
- Marc, my
się ledwo znamy!
- Mamy dużo
czasu. Spodobałaś mi się i zrobię wszystko byśmy byli razem, wiesz? – nie
czekał na jej odpowiedź. Wpił się w jej usta i nawet ryk silników, które już
zaczynały swój wyścig im nie przeszkodziły.
- Tak więc
jestem Marc Bartra. Obrońca FC Barcelony – powiedział, a ona zaśmiała się
tylko, patrząc mu się głęboko w niebieskie tęczówki.
____________
i tak oto tym akcentem kończę to opowiadanie. Bardzo je lubiłam i kocham Marca <3
Jak wiecie zapewne od początku swoich wakacji pracuję nad kolejnym opowiadaniem o Bartrze i Javierze Martinezie, jednak słabo mi idzie, szczególnie ten pierwszy. Nie mam nic innego w zanadrzu, dlatego nastąpi przerwa. Obstawiam, że pierszy opublikuje się Martinez, za jakiś czas :)
Odsyłam na te dwa wspomniane blogi, na zapoznanie się z obsadą i takie tam :)
Bartra ----> KLIK
Martinez ---> KLIK
Dziękuję, że choć Was było tak mało, to jednak byłyście.
Pozdrawiam serdecznie i do napisania kochane :*